Uniwersytet nas ukształtował

Serdecznie zapraszamy do lektury rozmowy z prof. dr. hab. Janem Pomorskim z Katedry Humanistyki Cyfrowej i Metodologii Historii, przewodniczącym Komitetu ds. Obchodów 80-lecia UMCS.

Fot. Bartosz Proll

Już od czasów studiów jest Pan Profesor związany z Uniwersytetem Marii Curie-Skłodowskiej. Zacznijmy więc może od przypomnienia tego okresu. Jak Pan wspomina czas studiów?

Bardzo dziękuję za to pytanie. Faktycznie w roku ubiegłym minęło 50 lat moich związków z Uniwersytetem. Zaczynałem tu studia 1 października 1973 r. Mogę zatem powiedzieć, że w jakimś sensie jestem świadkiem historii naszej Uczelni. Komuś może się wydawać, że te osiem dekad to nie tak dużo, ale trzeba pamiętać, że jesteśmy jednym z najstarszych uniwersytetów w Polsce.

Miałem to szczęście, że gdy zaczynałem swoją przygodę z UMCS, to żyło jeszcze wiele osób, które pamiętały ten pierwszy, pionierski okres: nie tylko słynne posiedzenie senatu „na beczkach”, ale także codziennej walki o to, aby w Lublinie powstała uczelnia, która będzie otwarta na młodzież pochodzącą – powiedzmy sobie wprost – z nizin społecznych. W 2002 r. świętowaliśmy wręczenie stutysięcznego dyplomu ukończenia studiów w naszej Uczelni i te 100 tys. absolwentów to ogromna armia ludzi, którzy zbudowali nasze miasto, region, włożyli wiele wysiłku w tworzenie nowoczesnej Polski.

Teraz, ponad 20 lat później, mamy już 267 tys. absolwentów.

I to pokazuje, jak ważny i dynamiczny był ten ostatni okres. Gdy zaczynałem studia, to była era rektora Wiesława Skrzydły, który w latach 1972–1981 kierował UMCS. To właśnie on wręczył mi indeks, następnie dyplom ukończenia studiów, a wreszcie zatrudnił w Instytucie Historii w 1976 r. Studiowałem krótko, bo trzy lata, równolegle dwa kierunki: historię i filozofię. Ale miałem okazję uczyć się u prawdziwych mistrzów. Profesorowie wówczas pozostawali w dość bliskich, bezpośrednich kontaktach ze swoimi studentami, których nie było tak wielu jak dzisiaj. W latach 70. na Uczelni studiowało około 7,5 tys. osób. Potem, podczas boomu demograficznego lat 90. i początku tego wieku, liczba studentów na Uniwersytecie przekroczyła 30 tys.

Jedną z takich niezwykle ważnych dla mnie postaci był prof. Adam Kersten, wybitny historyk, znawca dziejów Polski XVII w., związany z Towarzystwem Kursów Naukowych, Uniwersytetem Latającym, wtedy czołowy polski opozycjonista. Nas, studentów, zapalił nie tylko do zgłębiania historii, ale także do działalności społecznej.

Gdy studiowałem filozofię, poznałem też bliżej prof. Zdzisława Cackowskiego, późniejszego rektora. Był bardzo silną osobowością, charyzmatycznym wykładowcą i świetnym mówcą. Każda prowadzona przez niego inauguracja roku akademickiego była spektakularnym wydarzeniem – świetnie się go słuchało i oglądało, bo odgrywał swoją rolę jak bardzo dobry aktor. To były niezwykłe spektakle.

W czasach studenckich chodziliśmy często także na wykłady prowadzone na innych kierunkach. Lubiłem słuchać zwłaszcza prof. Grzegorza Seidlera, który miał swój niepowtarzalny styl – podczas wykładów wymachiwał parasolem i „kłócił się” z wybitnymi postaciami, twórcami doktryn polityczno-prawnych z XVII–XVIII w., tak jakby to oni, a nie my, byli uczestnikami tej intelektualnej debaty.

Chodziliśmy słuchać prof. Andrzeja Burdy, rektora UMCS w latach 1955–1957, który wygłaszał świetne wykłady z prawa państwowego. Równie interesujące, tym razem na biologii, były wykłady prof. Adama Paszewskiego, rektora Uniwersytetu w latach 1957–1959 i prawdziwego człowieka renesansu – każdy wykład zaczynał od Arystotelesa, którego cytował po grecku, a po jego zakończeniu przechodził w bezpośrednią pogawędkę ze studentami, propagując zdrowy styl życia: sam uprawiał wiele dyscyplin sportu, pływał, jeździł na nartach i grał w tenisa do późnej starości.

A jak w tamtych czasach młodzież się bawiła? Bo doskonale wiemy, że studia to nie tylko nauka…

Za moich lat studenckich najwięcej działo się w Chatce Żaka. Istniały tam przede wszystkim świetne teatry. Trwała pamięć o Andrzeju Rozhinie, który prowadził teatr Gong-2, funkcjonowały Grupa Chwilowa i Provisorium, niezwykle aktywny był Henryk Kowalczyk – założyciel teatru Scena 6, w dodatku mój kolega z roku. W Chatce Żaka odbywały się również fantastyczne spotkania z filmem, a to za sprawą Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Bariera”. To właśnie wtedy połknąłem bakcyla kina dzięki Piotrowi Kotowskiemu, który do odnowionej Chatki powrócił ze swoimi unikatowymi zbiorami. Organizowano tam też świetne wykłady, gdy narodził się fenomen Solidarności. Na przykład prof. Kersten wygłaszał cykl wykładów pt. Historia Polski dla Polaków XXI wieku, których słuchało po 1000–1200 osób, w tym robotnicy, pracownicy naukowi, mieszkańcy miasta. Były ponadto spotkania z ludźmi kultury, bardzo ważnymi dla nas, którzy mówili, jak odnaleźć się w okresie przełomu solidarnościowego. Ja tutaj nawet strajkowałem jako młody pracownik tuż przed stanem wojennym, towarzysząc naszym studentom i prof. Kerstenowi.

Myślę, że moje pokolenie wiele zawdzięcza Uniwersytetowi, ponieważ ta instytucja – moim zdaniem najlepszy wynalazek kultury europejskiej – w pewien sposób nas formatowała. Dzięki Uniwersytetowi mogliśmy się rozwijać. Chciałbym, żeby nasi studenci mieli świadomość, że zaciągamy pewien dług wobec Uczelni, zobowiązanie, które kiedyś trzeba będzie spłacić. Najlepiej pracą na jej rzecz. Musimy bowiem pamiętać, że partycypacyjny model zarządzania Uniwersytetem polega w istocie na tym, że wszyscy za niego odpowiadamy.

Wspominaliśmy okres, gdy Pan Profesor studiował. Przejdźmy teraz do czasów, gdy rozpoczął Pan pracę w Instytucie Historii.

Doktorat obroniłem w czerwcu 1980 r. na Uniwersytecie Poznańskim, bo tam działali badacze, którzy zajmowali się tym, co najbardziej mnie interesowało. Określani byli mianem „poznańskiej szkoły metodologicznej”. Pojechałem tam na rok i gdy się obroniłem, nadszedł Lubelski Lipiec. Wówczas pracowałem na Uniwersytecie, a jednocześnie byłem mocno zaangażowany w działalność NSZZ „Solidarność”. Wraz z moimi przyjaciółmi z UMCS, Zbigniewem Hołdą i Lesławem Pagą, stworzyliśmy przy Zarządzie Regionu pierwszy w Polsce Ośrodek Badań Społecznych. W tym samym czasie urodził mi się syn, więc doszły mi dodatkowe obowiązki domowe, które musiałem pogodzić z działalnością na Uczelni i w Solidarności, co nie było proste. Wkrótce wprowadzono stan wojenny, więc do prawdziwej nauki powróciłem dopiero w 1983 r. Habilitowałem się dość szybko, bo w 1986 r. Wówczas zyskałem pewną niezależność naukową i od 1 października 1987 r. zacząłem kierować Zakładem Metodologii Historii. Wtedy też skupiłem się przede wszystkim na działalności badawczej i naukowym rozwoju moich studentów, a nie na działalności organizacyjnej na rzecz Uniwersytetu. To się zmieniło w momencie, gdy ówczesny rektor prof. Cackowski zaproponował mi współpracę przy projekcie o nazwie „Uniwersytet Narodów Europy”. Był to rok 1989. Prof. Cackowski miał wielkie ambicje wyrwania UMCS z „przekleństwa prowincjonalizmu”, czyli z myślenia o naszej Uczelni tylko w kategoriach regionalnych. Rok wcześniej podpisał Kartę Bolońską, która ukształtowała europejski system uniwersytetów. To symboliczna scena – dokument podpisywał człowiek będący „dzieckiem PKWN”, zawdzięczał mu nie tylko możliwość zdobycia wykształcenia (pochodził z rodziny robotników rolnych), ale partyjna droga zaprowadziła go także na urząd rektora UMCS.

Uroczystość zamknięcia Kongresu Rektorów Uniwersytetów Europejskich „Higher Education for United Europe” w Filharmonii lubelskiej (30 kwietnia 2004 r.). Fot. Stefan Ciechan

Jednym z bardzo ważnych etapów w Pana karierze zawodowej było pełnienie funkcji prorektora do spraw ogólnych. Z pewnością był to czas wielu sukcesów, ale jestem przekonana, że także wyzwań. Proszę opowiedzieć, jak wówczas kształtował się Uniwersytet i jaka była wizja rektora prof. Mariana Harasimiuka związana z jego rozwojem i funkcjonowaniem.

Wizja ta polegała na zerwaniu z prowincjonalizmem, do czego dążyli również jego poprzednicy, prof. Seidler (twórca dzielnicy akademickiej – „lubelskiego Oxfordu”, jak mawiał) i prof. Cackowski, a także budowaniu uniwersytetu, który będzie szanowany w Polsce i rozpoznawalny w Europie. Rektor Harasimiuk wzorował się na brytyjskim Uniwersytecie Warwick, który w ciągu dekady dostał się do pierwszej setki najlepszych europejskich uniwersytetów, i na amerykańskiej koncepcji uniwersytetu stanowego.

Był to okres wielkiego wyżu demograficznego. Stworzyliśmy wówczas koncepcję otoczenia Uniwersytetu siecią kolegiów licencjackich, które miały dawać młodym ludziom szansę studiów w ich miejscu zamieszkania, i one w rzeczywistości powstały – pierwsze w Białej Podlaskiej, potem pięć kolejnych, w tym unikatowe Kolegium Sztuk Pięknych w Kazimierzu Dolnym. Mieliśmy cały czas filię w Rzeszowie, która później dała podwaliny do powstania Uniwersytetu Rzeszowskiego. Założyliśmy także Kolegium Licencjackie w Radomiu, które stało się następnie częścią tamtejszego Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego. Równolegle stworzyliśmy Konfederację Szkół Wyższych UMCS (2001), do której należało finalnie w 2005 r. 11 uczelni społecznych i prywatnych. Przyznawaliśmy akredytacje kierunkom prowadzonym przez uczelnie należące do Konfederacji, w związku z tym ich absolwenci mogli kontynuować kształcenie na UMCS, a nasza kadra wykładać na tych uniwersytetach. Od 2001 r. działało także powołane z naszej inicjatywy Europejskie Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. Łącznie z filią, kolegiami i uczelniami skonfederowanymi dawało nam to wpływ na kształcenie 87 tys. studentów w Polsce. Nie było drugiej takiej instytucji, a rektor Harasimiuk został w 2002 r. przewodniczącym Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich, co było wyrazem uznania dla jego i UMCS niezwykłych osiągnięć.

Przenieśmy się jeszcze na chwilę do 2004 r., kiedy to odbył się Kongres Rektorów Uniwersytetów Europejskich m.in. z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej.

Zacznę od tego, że nasz Uniwersytet bardzo zaangażował się w przygotowanie referendum w sprawie wyrażenia zgody na przystąpienie Polski do UE. Na Uczelni z inicjatywy rektora Harasimiuka powstało Stowarzyszenie „Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”, które zrzeszało kilkuset lublinian i przedstawicieli regionu po to, żeby aktywizować działania na rzecz przekonania ludzi do wyrażenia zgody w referendum. Pełnomocnikiem rządu Leszka Millera do spraw referendum był wówczas Lech Nikolski, absolwent historii UMCS, któremu daliśmy wsparcie. To znaczy cała ekipa rektorska uczestniczyła przynajmniej w 200 spotkaniach w gminach na Lubelszczyźnie, gdzie przekonywaliśmy lokalnych mieszkańców do zagłosowania za wejściem Polski do UE.

Jeździliśmy też na coroczne konferencje European University Association (EUA) – najważniejszego stowarzyszenia zrzeszającego uniwersytety europejskie, ponieważ chcieliśmy uczyć się dobrych praktyk w zakresie zarządzania uniwersytetami od najlepszych. Równolegle wpadliśmy na pomysł, żeby połączyć jubileusz 60-lecia UMCS z wejściem Polski do UE i zaprosić do Lublina rektorów zrzeszonych w EUA. Pomysł wydawał się nieco szalony – zwykle takie zjazdy przygotowuje się z perspektywą trzyletnią, więc wszyscy mówili, że to, co chcemy zrobić, jest niemożliwe. Nam jednak dzięki determinacji rektora Harasimiuka się to udało i na Kongres „Higer Education for United Europe” przyjechało do Lublina 302 rektorów z 27 państw i podpisało Deklarację Lubelską.

Myślę, że stało się tak dlatego, że mieliśmy za sobą kilka udanych przedsięwzięć na skalę międzynarodową, choćby stworzenie Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów, o którym już wspominałem. W 2001 r. miała miejsce pierwsza inauguracja roku akademickiego w Kolegium z udziałem prezydentów Ukrainy i Polski oraz 100 doktorantów z sześciu krajów (większość oczywiście z Ukrainy). Miałem zaszczyt być przewodniczącym konwentu Kolegium i odpowiadałem za jego tworzenie i funkcjonowanie do 2006 r. Łącznie przez Kolegium „przewinęło się” 457 doktorantów, z których 172 obroniło doktoraty. Niestety potem zabrano UMCS rządowe dofinansowanie, a jednostka przeszła pod opiekę KUL, po czym ją zamknięto. Zabrakło pomysłowości i zaradności, czyli cech, którymi charakteryzował się rektor Harasimiuk. Gdy myślę o jego marzeniach, o umiędzynarodowieniu naszego Uniwersytetu, to spełniają się one właśnie teraz, za czasów rektora prof. Radosława Dobrowolskiego. W 2022 r. UMCS został członkiem Konsorcjum Uniwersytetów Europejskich ATHENA, co otwiera przed naszą Uczelnią zupełnie nowe możliwości. Jestem pewien, że członkostwo w tej organizacji zapisze kolejną wspaniałą kartę w dziejach UMCS.

Konferencja prasowa inaugurująca pierwszy Lubelski Festiwal Nauki (2001 r.). Fot. Stefan Ciechan

Symboliczne wejście lublina do UE – prezydent miasta Andrzej Pruszkowski, minister Jolanta Szymanek-Deresz oraz prof. Jan Pomorski uderzają w dzwon „Od Unii lubelskiej do Unii Europejskiej” (30 kwietnia 2004 r.). Fot. Maciej Przysucha

Koordynował Pan działania związane z obchodami 60-lecia Uniwersytetu. W tym roku rozpoczęliśmy obchody jubileuszu 80-lecia Uczelni. Panie Profesorze, co czeka nas w roku jubileuszowym?

Przede wszystkim bardzo się cieszę, że mogę aktywnie uczestniczyć w jubileuszu i jestem wdzięczny rektorowi prof. Dobrowolskiemu za to, że wybrał mnie na przewodniczącego Komitetu ds. Obchodów 80-lecia UMCS.

Zacznę od tego, że gdyby nie uniwersytety, to Lublin nie byłby tym samym miastem, którym jest dzisiaj. Za prezydentury Krzysztofa Żuka współtworzyłem obie strategie rozwoju miasta. W Strategii Rozwoju Lublina na lata 2013–2020 pełniłem funkcję konsultanta tematycznego, zaś w Strategii Lublin 2030 byłem liderem Tematycznej Grupy Roboczej „Akademickość”. Wspominam o tym teraz nie bez przyczyny. Od lat stawiamy bowiem na akademickość Lublina. Uniwersytet chce podtrzymywać współpracę z miastem i regionem, dlatego wiele z zaplanowanych jubileuszowych wydarzeń będzie adresowanych do mieszkańców Lublina i regionu, ale postaramy się też przekraczać te granice. Zaczęliśmy 19 stycznia od koncertu symfonicznego „The Spirit of Tango – Misa a Buenos Aires” w Filharmonii Lubelskiej. Kulminacja obchodów przypadnie na październik. Planowany jest wówczas zjazd absolwentów Uniwersytetu. Chcemy też zorganizować Międzynarodowy Kongres Marii Curie „Innowacja jest kobietą: nauka – biznes – edukacja”. W trakcie Kongresu odbywać się będą dyskusje panelowe z udziałem wybitnych zaproszonych gości. Kongresowi będzie towarzyszyło posiedzenie Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich (KRUP) i spotkanie rektorów Konsorcjum Uniwersytetów Europejskich ATHENA. Podczas jubileuszowych obchodów odbędzie się również uroczystość wręczenia doktoratu honoris causa UMCS prof. dr hab. Małgorzacie Witko z Instytutu Katalizy i Fizykochemii Powierzchni im. Jerzego Habera Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.

Przed nami bardzo dużo wydarzeń. Nie o wszystkich mogę mówić, bo program obchodów 80-lecia ciągle jest rozbudowywany. Dlatego proszę o trzymanie kciuków za ten wspaniały jubileusz naszej Alma Mater i serdecznie zapraszam wszystkich do wspólnego celebrowania święta Uniwersytetu.

Rozmawiała Aneta Adamska

    Aktualności

    Data dodania
    11 marca 2024